Wybierz właściwe zakończenie... przygotowała pwd. Barbara Dembowska
Poniższy artykuł jest rodzajem literackiej zagadki. Pierwszy akapit to oryginalny fragment książki, natomiast pod nim znajdują się 3 wersje zakończenia. Tylko jedna jest prawdziwa. Zadaniem czytelnika jest odkryć, która to. Bardzo ważną zasadą jest, by – jeśli znasz książkę, z której wybrałam fragment i dlatego wiesz, jaka jest odpowiedź, - nie psuć zabawy pozostałym uczestnikom! Jeśli natomiast po prostu samodzielnie się czegoś domyślasz, w internetowej wersji Szczepana w komentarzach możesz napisać, jakie jest Twoje zdanie, wymienić opinie z innymi. Ja prawidłową odpowiedź podam w następnym numerze (wraz z tytułem i autorem książki), a tymczasem życzę miłego czytania!
Pociąg zwalnia. Za szybą migają zwrotnice, błyszczą wilgotne pasma szyn. Światło załamuje się w brudnym szkle, rozpryskuje w lśnieniach, błyskach. Chłopiec znów otwiera okno. Pachnie las. Ten las jest nawet niedaleko. W mroku widać jego ciemniejącą ścianę. Znów światła… szyny… chłopiec biegnie w kierunku wyjścia. Jeszcze jedno szarpnięcie wagonami, jeszcze jeden stukot, zgrzyt. Cisza. 1. Chłopiec skacze wagonu w miękki śnieg. W blasku świateł pociągu błyszczą pod nogami drobne kryształki. Jacek bardzo lub zimę. Zachwycony przygląda się dłuższą chwilę miejscu, w którym jego buty toną w białym puchu. Prawa skarpetka staje się nieprzyjemnie mokra. „No tak, dziura!” – myśli niezadowolony, od razu jednak przypomina sobie wczorajszy wieczór. To wtedy musiał roztargać sobie but. Za długo jednak marzył o tej wyprawie, żeby tak szybko zrezygnować.
Nagle poczuł głód. Nic dziwnego. Ostatni raz jadł przed dziesięcioma godzinami. Ostre kurcze żołądka nasilają się. Chłopiec głęboko oddycha. Z pobliskiego budynku dochodzą stłumione głosy i daleki brzęk sztućców. Nie wygląda on jak dom mieszkalny, ani tym bardziej jak bar czy jadłodajnia. Szarawy tynk i duże, nie całkiem szczelne okna nie są ładne. Żółte światło, które z nich pada na śnieg, wydaje się Jackowi przyjazne. Zaciekawiony biegnie do budynku.
Klamka jęczy głucho i drzwi ustępują. Chłopca uderza fala ciepłego powietrza. Przed sobą ma przestronna izbę – biedną, ale czystą. „Patrzy, jakby ducha ujrzała!” – myśli, nie odrywając oczu od twarzy przysadzistej kobiety z kociołkiem. Wokół unosi się smakowity zapach zupy ogórkowej. Głodny chłopiec nie potrafi przestać o niej myśleć. Oczami wyobraźni już widzi, jak pochłania spory talerz parującej zupy. Naprawdę dzieli go od niej duży stół. Po jego prawej stronie siedzi 13 dziewczynek w jednakowych fartuszkach. Po lewej dziewięciu chłopców w połatanych gdzieniegdzie spodniach. Dzieci są przestraszone, ale ogórkowa pachnie tak gościnnie... 2. Echo stuknięcia jego butów o chodnik rozchodzi się po peronie. „Jeszcze w życiu nie wysiadałem na takiej małej, zagubionej w lasach stacyjce!” – myśli wdychając rześkie powietrze. Pociąg gwiżdże dziarsko i lokomotywa, zgodnie z planem, odprowadza ze stacji 5 zakurzonych wagonów. „Ładnie tu!” – mówi, sam jednak w to nie wierzy. „Ładnie, póki ciemno!” – rozlega się za plecami zachrypnięty, męski głos. Maciek odwraca się powoli. Kolejny przypadkowo spotkany dorosły, który zacznie go zasypywać pytaniami! Chłopiec buntowniczo marszczy brwi. Mężczyzna zdaje się tego nie zauważać. Jego twarzy nie widać – pokrywa ją zaniedbana, siwa broda. Kaptur wyświechtanego waciaka rzuca cień na jego oczy. Po dłuższym milczeniu Maciek odchodzi. Przypomina sobie wczorajszy wieczór i okoliczności, w jakich wsiadł do pociągu. Jeszcze silniej czuje potrzebę znalezienia człowieka, o którym mu opowiadano. Jasno oświetlony peron jest niemal zupełnie pusty. Żadnych wskazówek, przechodniów, których mógłby zapytać. Obok nieznanego lasu stoi samotnie młody chłopiec i nieznany mężczyzna – nie ma wyboru, trzeba zasięgnąć opinii „starego”.
Znów się odwraca. Podchodzi bliżej. Zauważa, że mężczyzna cały czas coś niepewnie opowiada. „…no to co tu robisz? Z domu nawiałeś? Nie bój się, powiedz… Słuchasz mnie?”. Wiejący znów od strony lasu wiatr musiał zagłuszył następne słowa. „Nie mogłem go słyszeć, było za daleko! I jeszcze ten wiatr..” – usprawiedliwia się w duchu chłopiec, „Chyba widział, że odchodzę!”. Wiatr ucichł. „..już cię tu nie ma? Nie mogłem zauważyć, kiedy odszedłeś. To pewnie ten wiatr zagłuszył twoje kroki..” – zakończył mężczyzna zrezygnowanym głosem. 3. W nozdrza uderza fala wilgoci. Chłopiec skacze ze stopnia w ciemność. Chrzęści pod nogami sypki żwir. Nad budynkiem stacji widnieje oświetlony zegar. „Jeszcze w życiu nie wysiadałem na takiej małej, zagubionej w lasach stacyjce!” – myśli wdychając rześkie powietrze. Skacze przez tory. Nagle poczuł głód. Nic dziwnego. Ostatni raz jadł przed dziesięcioma godzinami. Ostre kurcze żołądka nasilają się. Chłopiec głęboko oddycha. Z budynku dochodzą stłumione głosy i daleki brzęk szkła. „Bufet! Jasne! Zaraz wypiję herbatę i zjem bułkę. Muszą mieć jakieś bułki. Choćby czerstwe!” – Chłopiec uśmiecha się do własnych myśli. Przed dziesięcioma godzinami raczej nie zaakceptowałby czerstwego pieczywa.
Wchodzi do budynku. Brudno. Na podłodze walają się papierki, niedopałki. Na prawo drzwi z napisem „Bufet”. Wchodzi. Teraz w nozdrza uderza fala zapachów: dominuje woń rozlanego piwa. W niewielkiej salce trzy stoliki zastawione są bez reszty pustymi butelkami. Na ich brzegach ślady zaschniętej piany. Ludzi mało: jakiś mężczyzna w uniformie, pewnie kolejarz, pochłania szybko kanapki wyjęte z teczki. Obok śpi z twarzą na blacie stolika umęczona podróżą czy też czekaniem kobieta. Wokół niej ustawione na podłodze przepaściste torby, których dotyka kolanem. Kobieta śpi czujnie. Jeszcze dalej, w samym kącie, kiwa się nad kuflem pijany mężczyzna. Ma na sobie brudny waciak, zsuniętą na czoło czapkę i stare trampki na nogach. W jego oczach nie ma smutku. Raczej iskierki śmiechu.
|