Strona główna | Mapa serwisu | English version  
 
...SzczepAn
                                                       nieregularnik harcerzy aktywnych...

Dlaczego odchodzą...
Najnowszy numer - maj 2008 > Dlaczego odchodzą...
„Dlaczego odchodzą?”

Artykuł hm. Adama Malarza, komendanta hufca Chorzów – specjalnie dla Szczepana.

    Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Należałoby to rozpatrywać na wielu płaszczyznach – kadra, autorytet, wizerunek, program …

    Myślę, że każdy z tych elementów ma wpływ na to, że ludzie odchodzą, tyle tylko, że wpływ poszczególnych w/w elementów jest różny w różnych środowiskach.

    Podstawowym problemem jest kwestia dobrego, atrakcyjnego programu, czyli odpowiedź na pytanie: „czym zainteresować dzisiejszą młodzież?”. Jeden z moich starszych instruktorów, już wiele lat temu powiedział, że harcerstwo za jego czasów zawsze było na „pierwszej linii”. To młodzież harcerska przewodziła wśród tych, którzy w odradzającej się Polsce byli pionierami szybownictwa, skoków spadochronowych, łączności radiowej.  Nie inaczej powinno być i teraz. Powinniśmy tematów zbiórek szukać w tym co interesuje dzisiejszą młodzież                 – w tym, co jest aktualnie na topie. Należałoby się w słuchać w to, o czym rozmawiają młodzi ludzie, jakie są ich oczekiwania, co ich boli, czego się boją, z czym chcieliby się zmierzyć.

   Żeby program był dobry, musi być ktoś, kto go przygotuje i wprowadzi w życie. I tu dochodzimy do kwestii kadry. Na pewno problemem jest kwestia wieku kadry prowadzącej drużyny. Nie ubliżając nikomu – nie wystarczy z wynikiem pozytywnym ukończyć kurs drużynowych. Żaden, nawet najlepszy kurs nie zastąpi bagażu doświadczenia zdobytego w życiu harcerskim czy prywatnym. Stare przysłowie mówi: „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”.

I tu pytanie: ilu z drużynowych wyszło z dobrej, funkcjonującej kilkanaście lat, działającej systemem zastępowych drużyny? Ilu z drużynowych przeszło wszystkie szczeble harcerskiego wtajemniczenia – bycia harcerzem, zastępowym, przybocznym?

 


   Nie jest tajemnicą, że wielu drużynowych ma swoje problemy, związane z okresem dojrzewania, problemy w szkole, w domu… problemy z którymi sam musi się zmierzyć, a niejednokrotnie nie potrafi się na to zdobyć.           Gdzie w takiej sytuacji miejsce na autorytet drużynowego? „Starszego brata” – który potrafi znaleźć sposób na rozwiązanie każdego problemu harcerza? Wiele razy spotkałem się z sytuacją, gdzie w rozmowie                        z nastoletnim drużynowym okazywało się, że on sam nie ma jeszcze pomysłu na życie, jest pełen rozterek, ciągle sam chłonie jak gąbka różne pomysły. Są to pomysły nie zawsze słuszne, zgodne z ideami, które powinniśmy jako harcerze wyznawać. Trudno w takim przypadku mówić o autorytecie drużynowego. Brak życiowego doświadczenia skutkuje czasami do doprowadzenia do sytuacji kryzysowych, po których tracimy akceptację rodziców, ich zaufanie. Ostatnio do mojego hufca przyszła jedna z mam naszych zuchów. Pytała o kolonię zuchową. Nie chodziło jej o to dlaczego w tym roku kolonia będzie taka droga, tylko o to kto będzie w kadrze koloni. Bo jeżeli będzie tam druhna „X” (drużynowa gromady zuchowej), to ona nie pozwoli dziecku na wyjazd i innym rodzicom będzie odradzała wysłanie tam swoich dzieci.

    Mówiąc o autorytecie nie można skupiać się tylko na drużynowym (chociaż to właśnie on jest tym najważniejszym ogniwem w Związku). Niestety częstokroć tego autorytetu nie mają również osoby kierujące jednostkami zwierzchnimi. Przykład wszak idzie z góry, a tutaj z przestrzeganiem ogólnych zasad, ideałów w wielu przypadkach niestety nie jest dobrze. Tracimy więc tych, którzy pomimo - ogólnego upadku systemu wartości - przyszli do nas z nadzieją, że znajdą w naszej organizacji ostoję wyznawanych przez nich pozytywnych ideałów.

   Co mnie osobiście boli, to kwestia tego, że niezależnie od miejsca, które zajmujemy w Związku, w bardzo wielu przypadkach, jako kadra „walczymy ze sobą”. Często zazdrościmy tym, którzy zrobili coś innego, coś więcej,                         a o braterstwie przypominamy sobie tylko w chwilach, kiedy, na przykład, stając w kręgu śpiewamy słowa piosenki: „Bratnie słowo sobie dajem, że pomagać będziem wzajem …”. Te nasze „kadrowe rozgrywki” przenosimy na samych harcerzy. Czy w ten sposób działając możemy być wiarygodni dla naszych podopiecznych?

    Kończąc, zostanę jeszcze na chwilę w tych klimatach muzycznych - Wojciech Młynarski śpiewa taką piosenkę, w refrenie której powtarzają się słowa: „róbmy swoje”.  Połączyłbym te słowa ze słowami BiPi: „… róbmy swoje, zostawmy świat odrobinę lepszym, niż go zastaliśmy … a pewnie znajdzie się więcej takich, którzy wraz z nami zechcą robić to samo”.


hm. Adam Malarz

myśl na maj: Ci, którzy po zwycięstwie spoczęli na laurach są już martwi. Antoine De Saint - Exupery